l. Sprawozdanie z dni po upadku 1945 do pazdziernika 1946.

l


Z koncem 1966 roku zblizala sie dwudziesta rocznica opuszczenia miasta rodzinnego przez ostatnich Namyslowian. Dwie dekady- w których doroslo nastepne pokolenie, które o ruinach, nedzy, wiezniach przymusowych wie tylko z podreczników do historii i filmów dokumentalnych. Pokolenie dla którego uprowadzenie, stlamszenie i bezdomnosc byly tylko teoretycznymi pojeciami o których mozna dyskutowac, które Slask, Wroclaw i Namyslów znaja z opowiadan. Obiektywnie patrzac sporo czasu, ale nie wystarczajaco duzo, zeby zapomniec mlodosc zniszczona wojna i jej nastepstwami, tym co wydarzylo sie tamtego czasu. Oczywiscie równiez sporo naszych wspomnien wyblaklo, zwlaszcza te z beztroskiego i szczesliwego dziecinstwa. Obraz Ojczyzny który przejelismy w nasza doroslosc i w otaczajacy nas swiat jest zamglony przez wspomnienie Namyslowa z czasów od czerwca 1945 az do pazdziernika 1946. Ten czas pozwolil nam po nieszczesnym 1945 jeszcze raz zyc w Namyslowie, nie bedacym dla nas „domem•
Wtorek, 5 czerwca 1945: Od trzech tygodni jestesmy w drodze powrotnej z krainy sudeckiej, od granicy saksonskiej na pieszo, wyglodzeni, okradzeni, nedznym widokiem nieszczesnego slaska pozbawieni nadziei, ale ciagle motywowani jedna mysla- Namyslów! Tam czeka na nas ojczyzna, tam wrócimy do swoich domów! Moze troche zaniedbanych, w najgorszym wypadku okradzionych w czasie zamieszek wojennych, ale mieszkania sa nasze, znajduja sie w domach stojacych w centrum Namyslowa, a Namyslów jest na Slasku, malo wazne, ze na pokonanym i zajetym przez Rosjan Slasku. Rosjan doswiadczalismy juz od 8 maja 1945, a Niemcy sa równiez nad Renem pokonane. Najwazniejsze jest miec nowy poczatek i byc w domu. Tak przygotowywalismy sie do ostatniego noclegu w stodole rolnika Kynast w Smarchowicach Slaskich. Juz tylko jedna noc i kilka kilometrów dzielilo nas od Namyslowa.
Sroda, 6 czerwca 1945: Okolo poludnia przemierzalismy ulice Olesnicka, obok zakladu gazowego ulica Boleslawa Chrobrego do miasta. Nie wierzylismy wlasnym oczom: czy to jest Namyslów, który opuscilismy przed niespelna piecioma miesiacami? Wypalone ruiny, smieci, obce postacie, Polskie glosy. Jestesmy tak zawiedzeni i przerazeni, ze nie moglismy sie zebrac na odwage by pójsc do naszych mieszkan. Poszlismy do katolickiej kancelarii parafialnej gdzie spotykamy proboszcza Stosiek i kapelana Rimpler, którzy byli swiatkami wejscia Rosjan do miasta. Tam dowiadujemy sie co sie dzialo w ostatnich miesiacach podczas naszej nieobecnosci, jak miasto po jego zajeciu stalo w plomieniach, jak Polska administracja nieoficjalnie zastapila rosyjskie sily okupacyjne.
Kazdy Niemiec jest zobowiazany sie w ratuszu zarejestrowac, codziennie stawiac do pracy, nosic biala opaske na ramieniu, która swiadczy o jego przynaleznosci niemieckiej oraz do mieszkania w miejscu wskazanym przez Polski urzad.
Przejrzelismy na oczy: Czeka nas ciezki los. Opuscic Namyslów w swietle trudów które byly juz za nami bylo beznadziejne . Zdecydowalismy zostac. Zameldowalismy sie w ratuszu, dostalismy zaswiadczenie-dowód osobisty podpisane przez burmistrza Namyslowa, w którym jako miejsce zamieszkania zostal nam przydzielony jeden pokój na ul. Boleslawa Chrobrego 7 u piekarza Gerlitz. Pokój jest stosunkowo duzy, jednak kazdy Niemiec mógl zamieszkiwac 5m2 powierzchni, wiec my w czwórke musielismy dzielic go z trójka innych Namyslowian. Nasz maly dobytek z plecaków zostal szybko ulokowany. W miedzyczasie mamy juz popoludnie, co prawda nie wiemy jeszcze gdzie polozymy nasze zmeczone ciala do snu poniewaz dla nas siódemki w pokoju jest tylko jedno lózko, ale najwazniejsze ze po 300 pieszo przemierzonych kilometrach mamy dach nad glowa. Szybko ta mysl rozgonil polski milicjant, który przyszedl po nas by zabrac nas do pracy. Musimy sprzatac opuszczone przez Rosjan mieszkania na ulicy Mühlenstraße, które teraz maja zostac przygotowane dla Polaków. Brud jest nie do opisania, lazienka pelna smieci, wanna przez ostatnie miesiace prawdopodobnie uzywana jako toaleta-pelna po same brzegi. Zanim wszystko nie zostanie posprzatane nie mozna zakonczyc pracy. Czerwcowe wieczory sa dlugie jednak kiedy moglismy pójsc „do domu“ bylo juz ciemno. Jestesmy tak zmeczeni, ze nie mamy sily by myslec, ani o przemijajacym dniu który nie przyniósl nam oczekiwanego przez 5 miesiecy powrotu do domu, ani o przyszlosci, która bedzie nas trzymala przez nastepne 17 miesiecy w miescie stajacym sie dla nas coraz bardziej obcym. Na podlodze mieszkania na ulicy Boleslawa Chrobrego 7 w Namyslowie przespalismy pierwsza noc.
Poniedzialek, 11czerwca 1945. Mamy juz „stala prace“. Mój prawie 70letni ojciec jest parobkiem w bylej restauracji nalezacej do Zurawskiego na rynku, gdzie Polacy stoluja sie w zamian za swoja prace. Praca jest dla niego niecodzienna i trudna, przede wszystkim noszenie wody w wielkich wiadrach od pompy na podwórku slusarza Wende na ul. Dubois (wodociagi jeszcze nie funkcjonowaly).
Moja siostra pracuje w gospodarstwie domowym zastepcy starosty w domu kupca zajmujacego sie zbozem Ericha Kynast na ulicy Piotra i Pawla. Praca nie nalezy do ciezkich, ale tez nie do przyjemnych. Toalety sa zapchane, a wodociag jeszcze nie funkcjonuje zatem jako toaleta sluzy skrzynka piachu na balkonie. Ta skrzynka ma ograniczona pojemnosc i musi byc czesto napelniana swiezym piaskiem.
Osobiscie naleze do grupy sprzatajacej ulicy i usuwajacej gruzy z chodników jesli te przeszkadzaja przechodniom. Stosunkowo przyjemna praca, a czasem nawet oplacalna gdyz w momentach kiedy nikt nie patrzy mamy okazje poszukac ukrytych skarbów w wypalonych ruinach. Tu sie znajdzie jakis stary garnek albo nawet kuchenka polowa, tam brudny plaszcz wojskowy, który prowizorycznie mozna wyprac w Widawie, albo obtluczone wiadro. Z gruzów wypalonego hotelu „Goldene Krone“ na rynku wykopalismy liczne nieuszkodzone porcelanowe talerze a w podwórku kupca Heinzelmann przy bramie krakowskiej znalezlismy stos odpadków: kilka nieprazonych ziaren kawy, których po dluzszym szukaniu uzbierala sie cala cenna garsc. Zdarzaja sie tez malo znosne zadania: Przez kilka dni musielismy ekshumowac ciala zmarlych Zolnierzy rosyjskich, pochowane na rynku bez trumien. Zostana one ulozone w prostych trumnach i pochowane na specjalnie w tym celu stworzonym cmentarzu na terenie Krüppelheim- dzis szpital. Sprzatanie rzezni równiez przysparza o wstret i obrzydzenie. Lezy tu mnóstwo niezywych krów i swin, równiez pojedyncze konie, a spodnia warstwa padliny sprawia wrazenie ruszajacej sie: Pelno tu dlugich jak palec larw i robali. Nie moge sobie juz przypomniec gdzie wynosilismy padline i w którym miejscu zakopywalismy ja.
Mama z uwagi na to, ze my w trójke pracujemy moze zostac w domu i dla nas gotowac, pod warunkiem ze ma z czego. Ze to zwolnienie od przymusowej pracy niekoniecznie jest przywilejem mialo sie dopiero okazac.
Sierpien 1945: Liczba Namyslowian powracajacych do miasta rodzinnego ciagle rosnie(mialo byc ich okolo 1000). Z biegiem czasu powstalo Niemieckie „getto“: w trzech zachowanych budynkach ulicy Boleslawa Chrobrego, na ulicy Brauhausstraße(Wróblewskiego), w Kosciele sw. Andrzeja i w domu Kruber na koncu ulicy Langestrasse(Dubois). Poza drobnymi wyjatkami Niemcy zyja w tych samych ciezkich warunkach, zcisnieci na jak najmniejszej powierzchni, ciezka praca bez ograniczenia czasowego, bez wynagrodzenia albo ewentualnie z bardzo niskim, ubezwlasnowolnieni przez Polskie wladze.
Mimo tego, ze w wiekszosci mamy stala prace przydzielona, nie rzadko zdarza sie, ze w drodze z lub do pracy zostaniemy „zlapani“ do ponadplanowej pracy. Taka praca moze trwac kilka godzin, caly dzien, czasem nawet kilka dni w zaleznosci od potrzeb.
Na dworcu stoi kilka wagonów z zbozem, musza zostac jak najszybciej rozladowane, by Polacy nie musieli Rosjanom placic zbyt wysokiego podatku od postoju. Tak wiec wola sie w srodku nocy kilka Niemców którzy, do switu rozladowuja wagony, a nastepnie ida do swojej codziennej pracy gdzie pracuja kolejne 12 do 14 godzin. W Jastrzebiu stoi jeszcze cale pole przedojrzalego zyta. W najblizszym czasie zostanie zwolanych na rynku okolo 20 Niemców, którzy w tym czasie pójda do pracy. Zostana oni przydzieleni do pracy w Jastrzebiu, pozostana tam kilka dni, az plony z tego pola zostana zebrane. Zmartwienie rodziny w momencie gdy jej czlonek nie wróci wieczorem-Kogo to obchodzi! Spisanie dodatkowych prac wraz z opisem ich ciezkosci i nieprzyjemnosci z nich plynacych zajal by liczne strony. Uciazliwe i ciezkie dodatkowe przymusowe prace zaczynaly sie bardzo czesto kiedy bylo sie juz zmeczonym po swojej codziennej pracy gdzie jest sie ciagle pilnowanym i popedzanym. Nieprzyjemne i niepewne bo nigdy nie bylo wiadomo czy w ogóle sie z takiej pracy wróci. „Wylapuja znowu“ staje sie jednym z najbardziej przerazajacych hasel w naszej ulicy. Najbardziej narazone sa kobiety, które teoretycznie sa zwolnione z pracy. Sa pierwszymi które za dnia zostaja wylapane poniewaz polska milicja szuka tylko na ulicach zamieszkanych przez Niemców, a kiedy reszta rodziny jest na swoich stalych stanowiskach tylko te kobiety mozna zastac.
Wrzesien 1945: Równiez liczba Polaków osiedlajacych sie w Namyslowie stale rosnie. Powierzchnia przydzielona dla nas Niemców staje sie coraz mniejsza, poniewaz jesli tylko jakis dom w Niemieckim getcie sprawia stosunkowo dobre wrazenie zostaje on skonfiskowany i przeznaczony dla nowo przybylych Polaków. Tak i my musielismy w ciagu godziny opuscic nasz pokój w ulicy Klosterstraße(Boleslawa Chrobrego) i znalezc sobie wraz z naszymi wspóllokatorami nowe miejsce pobytu w przybudówce schroniska“ zur Heimat“ obok szkoly ewangelickiej. Równiez w kosciele sw. Andrzeja na ul 3-go maja mieszka juz kilka Polaków. Miedzy nimi jak zwykle bywa sa przedstawiciele róznych warstw spolecznych: szukajacy przygody, oportunisci, nieporadni, szukajacy nowego poczatku, wielu dzielacych z nami los. Sa bezdomni, wygnani z obszaru zagarnietego przez Rosjan po wschodniej czesci Bugu. Sa nieszczesliwi w im nieznanych okolicach, ale zmuszeni posiasc cos co nie jest ich wlasnoscia. Tak róznorodne jak ich pochodzenie i ich losy jest tez ich stosunek do nas Niemców: Jedni jak gdyby triumfuja nad przegranym okazujac chec zemsty za wczesniejsze ponizenie, inni darza wspólczuciem i zrozumieniem. Dwa przyklady moga to sprecyzowac: Polak, który wypedzal nas z pokoju na Klosterstraße przedstawil sie jako Kruzifix i krzyczal wladczo „ Dziekuje Bogu, ze moglem dozyc tej chwili i zemscic sie na cholernych Niemcach!“. Polka, która mieszkala na przeciwko schroniska zawolala nas lamanym niemieckim do swojego mieszkania „ Chodz kobieta skryc, wylapuja znowu“
Listopad 1945: Ciezka praca, marne odzywianie, prymitywne warunki mieszkaniowe i niewystarczajaca higiena, brak nadziei na poprawe naszej sytuacji sprawiaja, ze coraz bardziej tracimy sily. Co prawda, w miedzyczasie osadzil sie tu równiez polski lekarz, a w aptece na rynku pracuje juz polski aptekarz, ale który z Niemców jest w stanie zaplacic za lekarza czy leki? Siostra Heladia z stowarzyszenia sw. Jadwigi pomaga w chorobach i w opiece nad chorymi jak tylko potrafi, ale przy epidemii duru brzusznego juz nie bylo mozliwosci pomocy. Tu nie mozna zapomniec, ze polski lekarz w ciezkich przypadkach duru brzusznego przychodzil z tlumaczka do Niemców i nieodplatnie wypisywal recepty, jednak brakowalo zlotówek by wykupic leki. Pan Drogist E., który pracowal w polskiej aptece okazal sie byc ratunkiem w potrzebie, wiedzial jak sprawic by Niemcy mogli odebrac leki bez oplaty kiedy byl sam w aptece. Mimo tego smierc zbierala swoje zniwa: Ruth Bendix, 21 umarla po ropnej anginie. Dur brzuszny zagarnal pania Nowak z ulicy Schützenstraße wraz z córka, Pani Kalotschke odeszla, po dlugim cierpieniu umiera kusnierz Erich Kusche. Prawdopodobnie z wycieczenia po dlugiej pieszej podrózy z krainy sudeckiej umieraja pani Pietzonka wraz z córka z ulicy Piotra i Pawla. Wkrótce odeszli Pan i pani Zimmersen z rynku i pani Müller z browaru. Zwloki panny Kilian z ulicy pocztowej znajdujemy w mlynie miejskim, zostala najwyrazniej zamordowana przez jednego z Rosjan, podobnie jak juz przed koncem wojny 16letnia Maria Schaaf. W te wspomnienie chcialbym wlaczyc wszystkich tych co w danych miesiacach w Namyslowie zmarli, których imion nie pamietam.
Boze Narodzenie 1945: myslami wracamy do Bozego narodzenia1944, kiedy licznie przeczuwalismy zblizajaca sie katastrofe, ale nikt nie wierzyl ze jest ona juz tak blisko. Trudno uwierzyc, ze od ostatniej kolacji wigilijnej w Namslau minelo tylko 12 miesiecy, teraz wigilie spedzamy w miescie Namyslów, w jakims nam obcym mieszkaniu, zabiedowani i zniewoleni przez obce sily. „…Tak szedl Chrystus potezniej przez ziemskie czasy, nigdy jego przyjscie nie bylo wyrazniejsze, jego bliskosc tak odczuwalna, jego posluga rozkoszna niz teraz…“ Te slowa kardynala Newmansa maja tu konkretne przeslanie. W ten sposób porusza nas przeslanie swiat Bozego Narodzenia glebiej i kazdego bezposrednio jak nigdy dotad.
Jedyne co pozostalo nam z naszej Ojczyzny jest Kosciól pod wezwaniem sw. Piotra i Pawla. Tu sie nic nie zmienilo, tu spotykaja sie Chrzescijanie obu wyzwan na msze niedzielna, ewangelicki kosciól Andrzeja zostal obrabowany i zdewastowany. Proboszcz Stosiek i kapelan Rimpler moga wypelniac swoja pokrzepiajaca dusze posluge w duchu ekumenizmu, pomimo swoich ograniczonych mozliwosci. Stworzyl sie nawet maly chórek koscielny, który pod prowadzeniem Kapelana odbywa próby na plebanii. Pani Heppner – jej maz byl nauczycielem w szkole ewangelickiej, albo panienka Wichmann towarzyszyli spiewom koscielnym grajac na organach. Wszystko bylo dobrze póki nie pojawil sie na plebani Polski duchowny, który od tej chwili odprawial msze tylko dla Polaków, te jednak byly tylko sporadycznie odwiedzane, poniewaz Polakom bardziej podobaly sie msze w jezyku niemieckim. Kapelan Rimpler zostal przeniesiony do Zabkowic Slaskich, a polska milicja nie stroni od wyciagania nas z kosciola do róznych przymusowych robót.
Marzec 1946: Zycie w Namyslowie sprawia wrazenie stabilizujacego sie, oczywiscie dla osiedlonych tu polaków znacznie bardziej jest to odczuwalne i dostrzegalne niz dla nas Niemców którzy wg pisma swietego“ jak szczenieta pod stolem jedza okruchy, które spadaja ze stolu ich panów“ tylko wtedy cos dostana. W miedzyczasie otworzyly sie pierwsze polskie sklepy. Asortyment w nich po wojnie i miesiacach glodówki wydaje sie byc dla nas smakolykiem z krainy mlekiem i miodem plynacej. Sa tam towary których od lat nie dostalismy wcale lub tylko w ograniczonych porcjach: mieso, Sadlo, maslo, mleko, cukier, jajka, papierosy i kawa. Ceny sa jednak dla wiekszosci Niemców zbyt wysokie. Pomimo tego ze niektórzy Polacy placili Niemcom juz pensje, byly one nieregularne i w stosunku do cen produktów oferowanych w sklepach tak niskie, ze wiekszosc towarów spozywczych i uzywek pozostanie tylko marzeniem. Ja na przyklad zarabiam z tartaku, w którym od pewnego czasu pracuje od 8 do 10 godzin dziennie 1zl na godzine, tak ze w dobrych czasach to znaczy kiedy kasa szefa nie jest pusta przynosze 50zl tygodniowo do domu. Na duzo to jednak nie wystarcza: litr mleka kosztuje 15 do 20 zl, paczka zapalek 10zl, pól kilo koniny 20zl. Na kartki które przydzielono równiez Niemcom zywnosc jest tansza , jednak my dostajemy kartki tylko na jeden chleb za 5zl i pól kilo soli tygodniowo i to w dodatku po godzinach spedzonych w kolejce. Sa tez Niemcy glównie uczeni i poszukiwani fachowcy, którzy otrzymuja duzo wyzsza pensje i moga w ten sposób zapewnic sobie bardziej znosne warunki jesli chodzi o jedzenie i picie. Miedzy nimi trafiaja sie tez tacy, którzy lituja sie nad losem zarabiajacych mniej lub wcale i niejednokrotnie dziela z nimi swoje zarobki. Niektórzy maja w jakies wsi pod Namyslowem jeszcze znajomych, którzy trzymaja ukryta krowe, albo koze, czy tez maja kawalek ziemi na której uprawiaja warzywa. Dziela sie z nami tymi cennymi produktami tak ze sa dni czy godziny w których w których sie zdarza, ze nasz zoladek nie burczy.
W przeciwienstwie do tego obrazu naszego bytu narzuconego przez zwyciezców znaczenia nabieraja slowa powiedzenia „czlowiek czlowiekowi wilkiem“ zyczenie niepowodzenia, zazdrosc, chciwosc i zdrada z drugiej strony sa jak slowa apostola Pawla mówiace o tym ze nosimy ciezary innych. Obie sentencje tworza mimo swojej sprzecznosci centralna os naszego istnienia z calym bezprawiem, z tym co robimy i nie robimy w ciaglej walce o przetrwanie i czyste przedluzenie zycia.
Czerwiec 1946: Wiec jestesmy juz od roku w Namyslowie. Zmiana naszego czesto beznadziejnego polozenia nie jest do przewidzenia. Co rusz pojedyncze osoby, glównie samotni mezczyzni próbuja ucieknac z tego wieziennego bytu z nadzieja na spotkanie z rodzina za Odra i Nysa. Z trudem uzbierali zlotówki by pociagiem wyjechac z Namyslowa, lecz za zwyczaj daleko nie dojezdzaja, w Olesnicy i Wroclawiu zostaja wyciagani z pociagu, okradani z tego co maja i wyslani z powrotem do Namyslowa. W cieszacym sie zla slawa urzedzie bezpieczenstwa, rezydujacym w bylym domu starców na ulicy Hasselbach trafiaja za kraty. Traktowanie wiezniów malo rózni sie od metod stosowanych w obozach koncentracyjnych przez Gestapo. Mimo tego, ze tak czesto udowodniony zostaje brak sensu takich ucieczek, nasze mysli kraza tylko wokól tego jak sie stad wydostac? Pomimo nieudanych planów i porzucanych nadziei pojawiaja sie czesto mysli: Tylko z dala stad!
Cóz za tragiczny obrót w naszych nadziejach i marzeniach w tym samym miesiacu ubieglego roku!
Wrzesien 1946: Pomimo iz nie dociera do nas radio, ani gazety pojawiaja sie wiesci, wiadomosci i hasla mówiace o tym, ze rozpoczyna sie przesiedlenie Niemców z terenów zajetych przez Polaków. Dawno juz zadna wiadomosc nie napelnila nas taka nadzieja. Zaczepiamy sie o kazda pogloske nawet malo prawdopodobna, która moglaby umocnic w nas wiare w to, ze mozemy wkrótce opuscic Namyslów.
Hasla mówiace o deportacji w srodek Polski nie milkna jak równiez pogloska o tym, ze Polacy przeprowadza deportacje w bardzo krótkim czasie. Wszyscy zatem pakowali swój dobytek, którego w zaleznosci od umiejetnosci rekwirowania i od szczescia jest troche wiecej niz przed rokiem i „
Pazdziernik 1946: Ostatnie haslo o naglej deportacji okazuje sie byc prawdziwe. 9 pazdziernika w naszym mieszkaniu pojawia sie polska milicja i nakazuje nam opuszczenie go. Na szczescie nasz dobytek mamy juz od 14 dni spakowany i gotowy do wyjscia. Wraz z setkami Namyslowian zostajemy zgromadzeni w koszarach. Koczujemy 3 dni i noce na podlodze poddasza. Polacy maja ostatnia okazje pozbawic nas o reszte skromnego dobytku. U jednego znajduja jeszcze w miare dobre ubranie, u drugiego jakas bizuterie czy obraczki które przetrwaly zaszyte w poduszce wszystkie plundrowania Rosjan.12 pazdziernika zostaje na dworcu zorganizowany pierwszy transport Namyslowian- tych, którzy po pierwszych porzadkach i robotach przy odbudowie wydaja sie juz bezuzyteczni dla Polaków. Kiedy wchodzilismy do pociagu z lokomotywy wydobywala sie juz para. Okolo 60 osób w wagonie na bydlo, tak po raz drugi po pamietnym 19 stycznia 1945 zostawiamy Namyslów za soba. Kiedy pociag ruszal jeden w naszym wagonie spiewal piesn , „Czekaj moja duszo, czekaj na Pana..“. potem pociag potoczyl sie na zachód w strone nieznanego nam celu.
10 lat pózniej staje sie napisem na kamieniu przed budynkiem administracyjnym.
Sprawozdanie z roku 1966, autor zostal anonimowy z „oczywistych powodów“
zródlo : Namslauer Heimatruf Nr.43, S.11 oraz Nr.44, S.5.